Bez fajerwerków ani rusz
Gdyby zapytać przeciętnego lubelaka czy interesuje go, co będzie się działo z regionem w przyszłości, większość pewnie odpowie, że tak. Oczywiście, że tak. A co na tak postawione pytanie powinni odpowiedzieć przedstawiciele sfery samorządowej i biznesu? Po trzykroć tak! Przecież należą do tych, którzy albo za ten rozwój są odpowiedzialni, albo ma on wpływ na ich funkcjonowanie. Czy można mieć w ogóle wątpliwości, że ten temat jest istotny? Wygląda na to, że coś w tym jednak jest. No, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że wczorajsza konferencja poświęcona marce jako narzędziu rozwoju regionu zgromadziła niewiele ponad 1/3 zaproszonych gości. Nieprzypadkowych wszakże, a właśnie tych najbardziej zainteresowanych. Przynajmniej teoretycznie.
Program Marka Lubelskie i związany z nią plan budowania efektu pochodzenia produktów spożywczych to być może większa szansa dla Lubelszczyzny aniżeli popularny i medialny gaz łupkowy. Tym bardziej że nie wiadomo gdzie i ile tego bogactwa gazowego naprawdę jest. A tu sprawa jest prosta. Zaczęliśmy mówić o naszym regionie, że pozwala smakować życie. Bardzo wartościowe i silne pozycjonowanie. Jesteśmy postrzegani jako rolniczy, słabo uprzemysłowiony obszar. Niby słabo, ale w kontekście zdrowego i smacznego jedzenia – genialnie. Wszystkie atuty w rękach, choć konkurencja na Podkarpaciu i Podlasiu nie śpi. Wystarczy spójne i konsekwentne działanie. Wsparcie i kontrola przetwórstwa oraz silna komunikacja na zewnątrz. Za pięć, może siedem lat możemy usłyszeć, że jesteśmy spiżarnią Polski, a może i Europy. Tylko głupek nie ma świadomości, jaka to perspektywa. Kraina mlekiem i miodem płynąca. Skóra, fura, komóra i Bahama. Nie tylko dla branży spożywczej. To wielka szansa na rozwój wielu produktów i usług. Przy zamkniętej granicy z Ukrainą możemy utrzymywać ten status przez długie lata.
To dlaczego, do cholery, nie potrafimy tego docenić? Dlaczego nie potrafimy włączyć się w ten proces i zrobić potężnego krok do przodu? Błąd tkwi pewnie w samej formule wydarzenia. Merytoryczne, obszerne prezentacje, panel dyskusyjny i prezentacje dotychczasowych działań promocyjnych (zresztą nagradzanych przy każdej okazji) to prawdopodobnie złe podejście. Może należałoby zachęcać tak – „Koncert Dody, kurczak z frytkami do oporu i piękne hostessy, a przy okazji jakaś Marka Lubelskie (ale bardzo krótko!)”. Strach pomyśleć, że to jedyna droga do wzbudzenia zainteresowania. Bo czy w takim przypadku zasługujemy na potencjalny sukces?
Jakoś przy tej okazji przychodzi mi na myśl powiedzenie o biednym, bo głupim itd.