Bez polityki

Jestem starym fanem koszykówki w wydaniu NBA. Jeszcze w latach 80., na przemyconych taśmach VHS, udało mi się zobaczyć poczynania Magica Johnsona i jego kolegów w okresie największej świetności. Miłość od pierwszego wejrzenia, która trwa już ćwierć wieku. Niezależnie od sytuacji, jestem wiernym kibicem Los Angeles Lakers. Obecna liga i jej gwiazdy to już nie to samo. Ciężko teraz zakrzyknąć: „Showtime in LA!”. Na szczęście mam swoje własne, podwórkowe widowisko, które w tym roku obrodzi aż dwoma ważnymi meczami. Najpierw o palmę pierwszeństwa w Europie, a potem w samorządzie. Będzie się działo.

Obawiam się jednak niestety, że nadchodzące zawody nie dostarczą nam specjalnie nowych, unikalnych wrażeń. Widać to po pierwszych akcjach o charakterze zaczepnym. Jaką reakcję wywołuje stwierdzenie „bez ściemy”? Podejrzewam, że u wszystkich podobne, że to jakiś nieczysty trik. Jaka może być więc reakcja na slogan „bez polityki”? Mniej więcej taka jak na hipotetyczny billboard Roberta Kubicy, na którym słynny kierowca zapewnia, że jeździ w trakcie rajdów powolutku i ostrożnie. Dobrze, że niektórzy zaczynają się komunikować pod kątem wyborów tak wcześnie. To świadczy o pewnej roztropności. Dlaczego jednak z nastawieniem, że przeciętny odbiorca to debil? Czy to zawsze musi być plakat według tego samego schematu, czyli główka + hasło + nazwa ugrupowania? Zapowiedź wiosenno-jesiennego koszmaru.

Napoleon Bonaparte powiedział swego czasu, że najlepszym sposobem dotrzymania słowa, jest jego niedawanie. Wprawdzie inny wielki przywódca, Winston Churchill mawiał, że polityka jest groźniejsza niż wojna, na której można zginąć tylko raz, ale to chyba nie powód, aby narażać się na ciężki oskarżenia o hipokryzję już na samym starcie. Najgorsze co może zrobić marka, to wedrzeć się do własnego DNA i w nim namieszać. To zawsze jest początek jej końca. Jeżeli ktoś jest urodzonym politykiem, nie powinien się tego wstydzić. Zadanie polega na połączeniu swoich kompetencji z oczekiwaniami wyborców i zaprezentowaniu swojej politycznej misji. Nie można tego zrobić poprzez tablicę, tym bardziej zaczynając od takiego bąka.

W tym wszystkim najmniej rozumiem jedną kwestię. Przeciętny polityk, nie piastując naprawdę poważnych funkcji typu prezydent miasta, minister czy premier, ma całą masę wolnego czasu. Nie powinno być chyba kłopotu z wolną przestrzenią do nauki podstawowych elementów marketingu ukierunkowanego na tę profesję. Tymczasem model jest zawsze taki sam: laba, potem gierki i medialne wrzutki, a na koniec losowe poszukiwanie kontaktu z odbiorcą. To nie showtime tylko show off. Przynajmniej z punktu widzenia poważnych wyborców.

Get started

If you want to get a free consultation without any obligations, fill in the form below and we'll get in touch with you.