Czy leci z nimi pilot?

Zostało półtora miesiąca. Mniej więcej. Komunikacyjnie można jeszcze dokonać przełomu. Czy poprzez własną obietnicę, czy też zdyskredytowanie przeciwnika? Tylko czy w tej całej imprezie chodzi właśnie o tę ostatnią prostą? Żal mi tego środowiska politycznego. Czasem nawet bardzo. Dopóki sobie nie przypomnę, że bawią się przyszłością moją i mojej rodziny. Wówczas ogarnia mnie wściekłość. I niewyobrażalna bezradność. A najbardziej irytują mnie ci, którym zaufałem. Aż zagryzam wargi.

Adam Asnyk w pięknym wierszu „Miejmy nadzieję” pisał:

Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, mężom przystoi w milczeniu się zbroić.

To bardzo znany cytat. Może w tym przypadku ważniejszy jest początek kolejnej zwrotki:

Lecz nie przestajmy czcić świętości swoje, i przechowywać ideałów czystość.

Platforma to kobieta. Nie mam tu na myśli zasad języka polskiego, ani faktu, że na jej czele stoi Pani Ewa Kopacz. Skarży się, narzeka i obwinia wszystkich dookoła za swoje problemy. Jednocześnie jak rakieta zmierza do totalnej klęski. Wcale nie chodzi mi o październikowe wybory. Ta przegrana będzie jak brakujące ogniwo łańcucha. W momencie gdy się dokona, partia wejdzie na ten sam tor, którym już jakiś czas porusza się SLD. Nazywa się „Schyłek”. Szybko pojawia się pytanie jak to możliwe, żeby taki kolos rozpadł się w tak gwałtowny sposób? Bardzo prosta sprawa. Wystarczy znać się trochę na teorii marek.

Po pierwsze, nieprawdą jest, że problemem jest brak Donalda Tuska. To wprawdzie silna osobowość, ale to ten polityk, w pogoni za coraz szerszą akceptacją społeczną, odszedł od korzeni i fundamentu politycznego ugrupowania. Być może wygrał dzięki temu jedną lub dwie elekcje więcej, ale jednocześnie skrócił żywot biznesu, który stworzył. Nieodwracalnie. W imię doraźnych sukcesów przestał czcić świętości swoje. Zarzucił i zabrudził ideały, które głosił przez tak wiele lat. Platforma Obywatelska to partia o niczym. Ni pies, ni wydra. Jej energią od dawna był jedynie Jarosław Kaczyński i jego otoczenie. W momencie gdy szczwany lis to pojął i głosi, że „nie będziemy brać odwetu”, wytrącił przeciwnikowi kluczowy argument. Brawo dla tego pana. Zajęło mu to wprawdzie dużo czasu i raczej nie spełni tej obietnicy, ale przecież chodzi o celną komunikację. Jak to w gorączce przedwyborczej.

Po drugie, PO to ludzie, którzy nie wyciągają żadnych wniosków z błędów. Własnych i obcych. Wystarczy spojrzeć na listy kandydatów. Nie lubię ogórków, a zwłaszcza mizerii. Żebym nawet bardzo chciał, to nie ma na kogo. Miałem chociaż nadzieję, że ta sałatka zostanie okraszona prezydentem Żukiem. Miałbym wtedy czyste sumienie. Nawet gdyby to był jedynie zabieg taktyczny. Rozumiem, że poważni ludzie z dorobkiem nie chcieli za bardzo dołączyć do tego towarzystwa, ale można było przynajmniej wyciągnąć nowe twarze. Jest parę takich osób w tym biednym okręgu.

Finalnie, to partia bardzo podobna do naszej reprezentacji w piłkę nożną. Od czasów Kazimierza Deyny nie mamy światowej klasy dyrygenta. Platforma już dawno zasuwa na autopilocie. Przy spokojnej pogodzie można tak pruć dość długo. Podobno nawet wylądować. Ale opozycja zadbała o odpowiedni poziom wiatru i niezłą burzę. W tych warunkach człowiek, który bierze na siebie odpowiedzialność i mówi co robić, jest jak woda na pustyni. W naszej drużynie narodowej mamy niezłych skrzydłowych i klasowych napastników. To wystarcza, żeby od czasu do czasu ugryźć największych. W PO nie ma nic. Drużyna jest wypalona i przeraźliwie otyła. Taka sytuacja.

Co zrobiłbym w takim momencie? Najpierw podziękował wyborcom za kopa w dupę. To przede wszystkim. Potem przeprosił, za to, że popierdoliło mi się w głowie. Dopiero w kolejnym ruchu oczyścił sytuację wewnętrzną i wrócił do ideałów. Innej drogi nie ma.

Get started

If you want to get a free consultation without any obligations, fill in the form below and we'll get in touch with you.