Miasto schizofrenii
Przełom roku to zazwyczaj czas życzeń, ale i czas podsumowań. Świąteczny czas sprzyja refleksjom, więc, korzystając z okazji, spróbowałem przypomnieć sobie najciekawsze zdarzenia, jakie miały miejsce w naszym mieście. Od razu uprzedzam, że moje myślenie ma charakter subiektywny i pewnie wielu może mieć zupełnie inny zestaw osobliwości. W końcu, jako Polacy, znani jesteśmy z tego, że na dany temat jest więcej opinii niż uczestników dyskusji.
Ogólnie rzecz biorąc, sprawy mają się nieźle. Lotnisko tuż tuż, obwodnica ruszyła z kopyta, Lidlów i Biedronek jest więcej niż wszystkich innych sklepów razem wziętych, a budżet na rok 2012 przeszedł bez szemrania. Pierwszy raz w historii! W mieście, które chce uchodzić za poważne, pod uwagę nie może jednak brany być jedynie rozwój infrastruktury. Miasto to ludzie. Relacje między nimi, wartości, jakie wyznają, przekonania i postawy. To człowiek decyduje o tym, czy miejsce tętni życiem, czy też wydaje się martwe. On również jest źródłem stereotypów, które głęboką zapadają w umysły patrzących z zewnątrz. Co więcej, tę sferę zmienić znacznie trudniej niż fizyczną postać miasta. A co przyniósł nam mijający rok? Moje spostrzeżenia krążą wokół dziwaczności zachowań, trudności w komunikacji interpersonalnej, a nawet drobnych urojeń. Konkluzja jest w miarę prosta. W erze Wikipedii nie trzeba być ekspertem, aby spróbować wstępnej diagnozy. Wszystkie drogi prowadzą do schizofrenii.
Wcale nie muszę analizować całego roku, aby dowieść tej tezy.
Oto mamy radną, która chcąc zemścić się za wlepiony (najzupełniej słusznie) mandat, próbuje zrujnować zawodowe życie miejskiego strażnika. Co więcej, gdyby nie jego twarda postawa, prawie by się jej udało. Jak dodamy do tego, że wspomniana radna reprezentuje partię, która sprawiedliwość ma w nazwie, a wcześniej reprezentowała klub o zgoła odmiennych poglądach, to nikt mi nie wmówi, że mamy do czynienia z normalną sytuacją. A pani ta w dalszym ciągu funkcjonuje w środowisku i jeszcze ktoś podaje jej rękę! Dalej mamy inną przedstawicielkę tej samej „grupy zawodowej”, która staje na czele krucjaty przeciwko nowej inwestycji handlowej, chcąc chronić własnego biznesu. Mało? Owa radna reprezentuje ugrupowanie, któremu jeszcze niedawno zarzucała (konkretnie poprzedniemu prezydentowi wywodzącemu się z tej ekipy) zabijanie lubelskiego handlu. Jaja. Jeszcze jedna kwestia, żeby skończyć dowodzenie, bazując na polityce lokalnej. Zdarza się, choć nie jest to sytuacja komfortowa, że prezydent ma przeciwko sobie pewną część rady miasta, ale przecież nie tę, która wywodzi się z tej samej partii co on sam! Nie znam drugiego takiego przypadku, więc uznaję, że w tej materii jesteśmy liderem. Może nawet światowym. Tło konfliktu – brak działania, w tym zatrudniania nowych pracowników, zgodnego z oczekiwaniami wspólnej platformy. Kuriozum, tym większe, że wszyscy deklarują, że dobro Lublina jest najważniejsze.
Ale nie tylko na powyższym polu widoczna jest schizofrenia. Ogólnie rzecz biorąc: lublinianie to zawodowcy w kwestii wiedzy o mieście, kraju i świecie, ludziach i zachodzących procesach społeczno-gospodarczych. Każdy ma swoje zdanie i doskonale zna najgłębiej skrywane tajemnice biznesowe. Wystarczy zapytać na ulicy. Ciekawe tylko skąd to wiemy, skoro mamy jeden z najniższych współczynników czytelnictwa w Polsce. Nie czytamy, a wiemy. Perpetuum mobile. Wiedza zresztą to u nas słowo-klucz. Można się zgodzić ze stwierdzeniem, że jesteśmy miastem akademickim, ale dlaczego od razu miastem wiedzy? Stąd już tylko krok do naukowego centrum wszechświata. Szkoda tylko, że nasze uczelnie we wszystkich rankingach okupują pozycje podobne do tej, jaką piłkarska reprezentacja Polski zajmuje w klasyfikacji FIFA. Czy mamy jakąś nieprzeciętną liczbę noblistów lub wynalazków na koncie? Raczej poniżej przeciętnej. Wybitnych studentów? Kto żyw i ma trochę sprawniejszą łepetynę, zwiewa do Warszawy, Poznania albo Wrocławia. Jak to mówią fani motoryzacji – nie ma czym odjechać. Czyste urojenia. Z takich naukowych rzeczy to mamy jedynie dziwaczną kłótnię pomiędzy władzą centralną a wydziałową jednej z uczelni i pewnego archeologa, który lubi publicznie przeinaczać fakty, uwiarygadniając to tytułem naukowym.
W związku z tym życzę nam wszystkim, aby rok 2012 przyniósł przełom nie tylko logistyczny, ale również mentalny. Wtedy sukcesy urodzą się same, bo mam wiarę, że nas na nie stać.