Obyś musiał rządzić

„Obyś żył w ciekawych czasach” – mówi chińskie przysłowie, choć niektórzy twierdzą, że to klątwa, a inni, że wyszło od Żydów. Te słowa prześladują ludzkość od dawna. Co chwilę ktoś przypomina je, wskazując na przekleństwo momentu, w którym się znajdujemy, a który sami w dużej mierze sobie urządziliśmy. Każdy naród ma swój poziom kuriozalności w tym aspekcie.

Rzadko zdarza mi się komentować bieżące zdarzenia i raczej traktuję ten blog jako możliwość zasygnalizowania głębszych refleksji o dłuższym horyzoncie czasowym. Tym razem jednak zafrapowały mnie zdarzania ostatnich dni. Może nie kilku a kilkunastu, co jak na mnie to prawdziwy ekspres. Najpierw usłyszałem zapowiedź niejakiego pana Błaszczaka, że jego formacja polityczna złoży wniosek o redukcję liczby wicemarszałków w Sejmie i nie poprze kontrowersyjnej kandydatki pewnego ruchu. Dziwne? Na pierwszy rzut oka nie. W końcu partie raczej nie darzą się sympatią i jak tylko mogą, to robią coś przeciwnego do działań konkurencji, niezależnie od istoty sprawy. Sprawa ma jednak poważniejszy charakter.

Jakoś tak się w historii składało (a jednak jest odwołanie do czasów zamierzchłych!), że nie dane nam było ustabilizować zasad i konstrukcji naszego państwa. Jak nie wojny to rozbiory, trudno nam było okrzepnąć. Z zazdrością więc spoglądamy na Anglików, którzy szanują prawa nadane jeszcze za króla Ryszarda „Od Robin Hooda” i pielęgnują zwyczaje sprzed 500 lat. Wiadomo: bogaci i nikt im tak naprawdę nigdy nie dał w dupę. Co więcej, ten ich konserwatyzm to prawdziwa perła w koronie PKB. Rokrocznie miliony ludzi zjeżdża do Londynu i płaci ciężki grosz, aby zobaczyć zmianę warty w Tower. U nas zwyczaje są świeże, raptem dwudziestoletnie. Jednym z nich jest, że każdy klub parlamentarny ma swojego marszałka. Reszta się nie wtrąca do wewnętrznego wyboru, tylko automatycznie głosuje i cześć. Coś jak tradycja, nie? Nie do końca. Jak jesteś w opozycji wolno, o dziwo, więcej. Łącznie z łamaniem utrwalonych, nieszkodliwych reguł. I to ciągle jeszcze nie szczyt. Na samym wierzchołku jest fakt, że to swobodne łamanie zwyczajów jest domeną partii prawicowej, czyli takiej, która powinna stać na straży konserwatyzmu.

O co tu, kurwa, chodzi? Kuriozum. I nie jest to jedyny przypadek. Będąc w opozycji można: nie uszanować wyboru demokratycznie wybranego prezydenta, nie wejść do BBN, sugerować możliwość sfałszowania wyborów etc. Żyć nie umierać. A jak tylko ktoś nam zwróci uwagę, można śmiało zasygnalizować rodzący się system totalitarny, który knebluje wrogów obozu rządzącego. W przypływie szatańskiego humoru można natomiast powiedzieć, że się trzyma kciuki za sukces rządu na szczycie w Brukseli, ale zwycięstwem będzie kwota w okolicach 470 miliardów PLN (dla niewtajemniczonych – wartość zupełnie kosmiczna).

Tak, opozycja ma jak w raju. Zero odpowiedzialności, kasa taka sama i można zawsze bezkarnie zrobić ludziom wodę z mózgu. Wcale się nie dziwię, że od sześciu kolejnych wyborów układ jest ten sam. Pytanie jest inne – kto tak naprawdę jest wygrany?

Get started

If you want to get a free consultation without any obligations, fill in the form below and we'll get in touch with you.