Potrzeba autentyczności
Żyjemy w przerysowanym świecie komunikacji, w którym jesteśmy nieustannie bombardowani zachętami pełnymi dżemu i lukru. Nie chodzi tylko o sferę konsumpcji i produkty, które mają sprawić, że będziemy silniejsi, ładniejsi i bogatsi. Pudrują wszyscy. Bez wyjątku. Ostatnio mój znajomy dał sygnał, że oto właśnie zmienił samochód. Teraz jest to nowe Audi A6 z prawie wszystkimi gadżetami. Jak się okazało, nie nowe, a używane, nie A6, tylko A4 i gadżetów tak standardowo. Czy mam do niego żal? Absolutnie nie! Wiadomo – pudruje. Podobnie jak cała klasa polityczna, która jest chyba największym odbiorcą cukru na świecie. Nie ma przy tym znaczenia czy mowa o koalicji, czy opozycji. Oponenci obecnej władzy grzmią, że w exposé premiera nawet słowa nie było o podwyższeniu wieku emerytalnego. Ale nie było też, że ta sfera nie zostanie dotknięta. Ot, delikatny retusz pod wyznaczone cele. Gdyby była wolna chwila na przemyślenia, każdy łatwo mógłby się zorientować, że to proces nieuchronny, bo, jako społeczeństwo, się starzejemy i za chwilę nie będzie komu wyrabiać na świadczenia emerytalne. Z drugiej strony mamy coraz bogatszą w „fakty” opowieść o wybuchu na pokładzie samolotu. I znowu, jakby dane nam było trochę więcej czasu na namysł, to można wywnioskować, że zamach to idea absurdalna, bo nikt nie miałby w tym specjalnego interesu.
Pudrowanie wchodzi w krew, a tempo, jakie przyjął świat, tylko temu sprzyja. Zresztą strach działać inaczej. Jak się weszło między wrony itd. A jednak pojawia się tęsknota za autentycznością. Za przekazem wolnym od ubarwień. Doceniamy marki, które potrafią powiedzieć o sobie, że trochę im brakuje do optymalnej postaci (słynna kampania AVIS – „Jesteśmy tylko nr 2, dlatego staramy się bardziej”). Szanujemy też ludzi, którzy zdecydują się otwarcie mówić o swoich ułomnościach. Może ktoś pamięta konferencję prasową Magica Johnsona z listopada 1991, kiedy to koszykarz przyznał się do zarażenia wirusem HIV i kontaktów seksualnych z ponad tysiącem kobiet? Nikt się nie odwrócił od słynnego gracza Los Angeles Lakers. Wręcz odwrotnie. Właśnie dzięki temu wystąpieniu nastąpiła nowa era w podejściu do tej choroby i ludzi nią dotkniętych.
Czy ktoś może sobie wyobrazić, że jakiekolwiek miasto, w swoim przekazie, mówi mniej więcej tak: „nasz potencjał akademicki jest duży, ale obecny produkt w tym zakresie ledwie przeciętny”? Również żaden prezydent czy burmistrz nie przyzna otwarcie, że nie jest ekspertem w jakieś dziedzinie związanej z funkcjonowaniem jednostki terytorialnej. A może warto spróbować? Po pierwsze zaoszczędzimy na pudrze, po drugiej zaś staniemy się bliżsi odbiorcom i bardziej wiarygodni. Nikt przecież nie wierzy w omnibusów. Autentyczność jest dobrem tak rzadkim jak złoto. W sam raz na mądrą inwestycję.