Powolna agonia

Nie można dalej udawać. Informacja o tym, że jako region jesteśmy największym dostawcą nowych mieszkańców Warszawy, nie jest żadną kaczką dziennikarską. Nie jest nawet specjalnie zaskakująca. Miałem swój kilkuletni epizod w stolicy, podczas którego dłuższy okres spędziłem w akademiku. Pełny wachlarz pochodzenia, ale tylko moi krajanie stawali się bardziej warszawscy od Jerzego Waldorffa już jakiś miesiąc po przyjeździe. To nie jedyny zresztą kłopot.

Dziś miałem spotkanie z moim przyjacielem, którego śmiało można określić mianem „Rejtana przedsiębiorczości lokalnej”. Widzę, że nawet on powoli składa broń. Następuje powolna agonia naszych miast. Społeczna i biznesowa. Nie dbamy o talenty, brakuje nam silnej tożsamości, a na dodatek, w większości wypadków, władzę samorządową dzierżą ignoranci ekonomiczni, którzy nie rozumieją, że zarządzanie to nie rozdawanie jabłek i urządzanie hucznych uroczystości ku czci. Czeka nas katastrofa. Nie mam co do tego wątpliwości. Przejadamy unijne dary w sposób koncertowy, cały czas celując w chwilowe zadowolenie społeczności lokalnej, mając jednocześnie przyszłość głęboko w dupie.

Pracuję z samorządami już wiele lat i z przyjemnością patrzę na każdy przejaw strategicznego myślenia. Niestety nie ma tego za wiele. Zarządzanie miastem nie różni się wiele od prowadzenia przedsiębiorstwa. Mechanizm postępowania jest podobny. Jeżeli nie potrafimy sobie poradzić z wielkimi przeciwnikami w największych segmentach rynku, szukamy rozwiązań niszowych. Rozwijamy swoje unikalne kompetencje, starannie dobieramy kadrę, rozwijamy produkty i stosujemy odpowiedni marketing. Dzięki temu realizujemy ponadstandardową marżę. A jak jest w naszych miastach? Stabilnie. Pchamy się tam, gdzie duzi zbudowali wielkie bariery, powielamy ograne rozwiązania, inwestujemy w mało przydatne aktywa i pozwalamy odejść najlepszym ludziom. Sprzedażowo zadowalamy się opchnięciem dodatkowej palety, nie widząc, że obok rozwija się nowy, perspektywiczny kanał sprzedaży. Oczywiście cel strategiczny nie wykracza ponad okres czterech lat. Brakuje nam odpowiedniej kadry menadżerskiej i kultury organizacyjnej. Stąd tak głupkowate decyzje i masowa ucieczka. Ktoś może powiedzieć, że cała Polska Wschodnia ma gorszy start niż reszta kraju. Bo słaba infrastruktura, bo brak przemysłu i kapitału i daleko do Europy. To oczywiście prawda. Ale jeżeli chcemy się uratować, musimy szybciej i mądrzej przebierać nogami niż pozostali. Tymczasem, jak mało kto, potrafimy jedynie narzekać i generalnie pierdolić bzdury. W tym jesteśmy mistrzami. Aha, i jeszcze jedno. Jedyna strategia, jaka jest stosowana powszechnie to „każdemu po trochu, żeby nie krzyczał”. Jakoś dziwnie przypomina mi to czasy, o których chcielibyśmy zapomnieć.

Najgorsze jest to, że nikt nam z zewnątrz nie pomoże. Sami musimy sobie poradzić z własną niemocą. Nabrać głęboko powietrza w płuca i… nie robić kolejnego nierentownego basenu, nie wydawać pieniędzy na dofinansowanie pseudozawodowego sportu na poziomie III ligi, przeznaczyć pieniądze na rozwój i utrzymanie najbardziej utalentowanych młodych mieszkańców, nie robić tysięcznego jarmarku i pomóc biznesowi w walce na arenie ogólnopolskiej. Nie jest to łatwe, bo groźba przegranych wyborów jest bardzo realna, ale tylko tak można przejść do historii. Pozytywnie.

Get started

If you want to get a free consultation without any obligations, fill in the form below and we'll get in touch with you.