Prawdziwa wartość marki
Odwiedziłem Lozannę. Nie był to niestety urlop, a wyjazd służbowy. Raptem parę dni.
Piękne miasto z historią liczącą ponad dwa tysiące lat. Kilka godzin na zwiedzanie to ewidentnie za mało. No, ale cóż, gra się tak jak przeciwnik pozwala. Nie mogłem sobie jednak odmówić wizyty w sklepie z zegarkami. Rue de Bourg to wspaniały deptak i tam też zaszedłem do miejsca, które na wystawie prezentowało najlepsze światowe marki czasomierzy. A ponieważ byłem tuż po spotkaniu biznesowym i nie zdążyłem zdjąć marynarki, dość pewnie wkroczyłem do środka.
I zaczęła się przygoda.
Pierwszy etap to miłe przywitanie i wskazanie skórzanego fotela, co sugerowało, że zakup zegarka nie może odbywać się na stojąco. Potem pytanie o kawę lub herbatę i zaczęła się rozmowa. Mniej więcej piętnaście minut eleganckich pytań o cel mojej wizyty w Szwajcarii, pochodzenie, zawód etc. Następnie nastąpiła prezentacja wybranych zegarków z informacją, że właśnie te modele powinny mi się spodobać. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy inne byłyby równie piękne, ale te, które leżały przede mną zapierały dech w piersiach. Wśród nich niesamowity Patek Philippe.
Sprzedawca od razu zwrócił uwagę, że właśnie w stronę tego cudeńka powędrował mój wzrok. Zasugerował oczywiście, że to świetny wybór i roztoczył opowieść o koncepcie, z jakiego zrodził się ten zegarek. Zapytany o cenę, spokojnie potwierdził moje przypuszczenia, że to poziom dobrego samochodu klasy D. Podobnie było zresztą z kolejnymi propozycjami, wśród których był też przedstawiciel marki Ulysse Nardin, co pozwoliło mi trochę zrozumieć wpadkę ministra Nowaka. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia, że zabieram czas, więc otwarcie oświadczyłem, że stan moich finansów nie pozwala mi na tego typu zakup, a do wejścia pchnęła mnie trochę ciekawość, a trochę fakt, że założyciel firmy Patek Philippe – Antoni Patek urodził się 15 kilometrów od Lublina. Sprzedawcę ta informacja wyraźnie poruszyła, po czym zniknął na zapleczu i pojawił się z książką w ręku. Po chwili otrzymałem prezent w postaci grubego tomiska pod tytułem 175 lat Patek Philippe. Wręczając ją, sprzedawca zaznaczył, że bardzo go ucieszyła moja wizyta i ma przekonanie, że podczas kolejnego przyjazdu do Lozanny, z pewnością stać mnie już będzie na jeden z ich produktów.
Niewiarygodne odczucie, ale też i potwierdzenie tego, gdzie kryje się prawdziwa wartość szwajcarskich zegarków. Kwestia wykonania to raptem wstęp albo warunek konieczny.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś odwiedzę to miasto.