Sraport
Kupiłem i przeczytałem. W sumie 11 stron. Nie tak mało. Czwórka autorów, w tym słynna Janina Paradowska. Przede wszystkim jednak raport dotyczy mojego ukochanego Lublina. Musiałem więc nabyć najnowszy numer „Polityki”, a w nim materiał z cyklu „Portrety miast polskich”. Rozczarowanie? Wszystko zależy od pierwotnych oczekiwań. Jestem tak daleki od lewactwa, że zazwyczaj czytam inne tygodniki opiniotwórcze, więc nie miałem nadziei na coś ekstra. Ale też liczyłem, że nie będzie to zupełny gniot.
Genezę takiej wkładki rozumiem doskonale. Za miesiąc wybory samorządowe, więc z jednej strony ludzie naturalnie kierują swoją uwagę na własne podwórko, z drugiej zaś władze miast są z pewnością zainteresowane taką publikacją. Wszyscy powinni być zadowoleni. A jednak. Nie znam raportów dotyczących innych miast, ale ten lubelski jest co najmniej nierówny dziennikarsko. A przede wszystkim nie odzwierciedla tego, jaki Lublin jest. Biorąc pod uwagę, że cykl idzie pod hasłem portretu, tym większe moje rozczarowanie. Wprawdzie portret to nie zdjęcie, ale jednak powinien prezentować odpowiedni wygląd zewnętrzny, a przede wszystkim naszą osobowość. Nic z tych rzeczy.
Mamy więc najpierw całkiem ciekawy i ważny artykuł pt. „Lubelacy”. Istotny również dlatego, że oddaje hołd Tomkowi Pietrasiewiczowi i jego Teatrowi NN. To bez wątpienia unikat. Skąd jednak slogan marketingowy „Brama Wschodu” to chyba wie tylko pan Kołodziejczyk, czyli autor. Drugą odsłonę można sobie spokojnie darować, bo to połączenie niczego z niczym. Taka popierducha. Jedyna zaleta to taka, że pismak nie myli naszego Starego Miasta ze starówką. Opowieść akademicka jest bez tezy i bez głębszego wejścia w temat. Coś w rodzaju bigosu, ale bez przypraw i odpowiedniego ukwaszenia kapusty. Ostatni tekst to portret prezydenta Krzysztofa Żuka. Dobry zarówno temat jak i autor – Janina Paradowska. Choć i w tym przypadku analiza lokalnej sceny politycznej pozostawia wiele do życzenia. Laurka prezydentowi się jednak należy i już.
Całość, jak napisałem, przeciętna, ale też trochę niebezpieczna. Przede wszystkim dlatego, że nie oddaje ducha miasta, nie pokazuje wielu ciekawych atrybutów (jak można było zapomnieć o Carnavalu Sztuk-Mistrzów?!) i nie prezentuje wielu osób, które mają ogromny wpływ na obecną pozycję Lublina. Tekst typu „Stare Miasto jest rzeczywiście urocze, ale… malutkie. Rynek to jedna czwarta zamojskiego” to zwykły pornos dziennikarski, bo od kiedy to siłę takich miejsc liczy się liczbą metrów kwadratowych. A ponieważ mamy do czynienia z tygodnikiem, który kreuje opinię, to uważam, że należało się bardziej przyłożyć. Póki co, wyszedł sraport, nie raport.