Wielkie dzięki, panie Kukiz

W życiu nie sądziłem, że majowe wybory prezydenckie okażą się tak przełomowe. Z racji wykonywanego zawodu chyba marnie to o mnie świadczy. Trzeba się jednak pogodzić z tym faktem i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Obok profesji jest jednak zwykłe życie. Jako obywatel dostałem wyśmienitą lekcję. Kolejny, za to mocny sygnał, że bierna postawa nie ma żadnej mocy ochronnej, bo obok mnie codziennie chodzą ludzie, którzy wprawdzie niewiele rozumieją, ale swoją aktywnością wpływają również na moją przyszłość. Kto by pomyślał, że takie otrzeźwienie przyjdzie do mnie pod postacią lokalnej gwiazdy rocka. Mogę jedynie podziękować za ten prezent.

25 lat nowej wolności przeleciało, jak z bicza strzelił. Człowiek zajęty dokładaniem się do PKB nawet nie zauważył, że urosło nowe pokolenie. A nawet dwa. Od początku do końca inne. Łącznie z faktem, że dla tej grupy młodych ludzi PRL jest taką samą prehistorią jak bitwa pod Grunwaldem. Ale chyba nawet nie to jest najważniejsze. Rekrutuję tych ludzi od czasu do czasu i obserwuję ich postawy. Zupełnie inny świat. Nie ma w nich głodu sukcesu, jest za to duże pragnienie balansu pomiędzy pracą a rozrywką. Wolny od zmartwień pomysł na życie. Absolutnie ich za to nie winię, bo w końcu taki był cel – spokojny rozwój w niepodległym kraju. Coś jest jednak nie tak, skoro 21% głosujących wyborców postawiło na faceta, który żyje we własnym świecie i plecie o JOW-ach, jakby to miało być lekarstwo na wszystkie problemy. To oczywiście kompletne jaja, czego najlepszym dowodem jest to, że ledwie garstka zwolenników rockmena w ogóle potrafi rozszyfrować ten skrót.

Pewne jest to, że były lider zespołu Piersi swoim bezpośrednim i pewnie autentycznym podejściem otworzył świat demokracji dla całej masy młodzieży. To, że skusił grupę bardziej dojrzałych ludzi, traktuję jako ich chwilową pomroczność lub niezbyt udany, egzaltowany rodzaj buntu. Nie chcę analizować głębszych przyczyn tej sytuacji, bo jest ich zbyt wiele i sporo już zostało powiedziane. Najważniejsze są wnioski. A właściwie jeden. Nie można spełniać swoich obowiązków obywatelskich na zasadzie wyboru mniejszego zła i szukania kompromisu, bo to prowadzi dokładnie donikąd. Używając metafory piłkarskiej, można powiedzieć, że próba obrony wyniku bezbramkowego, zawsze skończy się porażką.

Moja miłość to wolny rynek, minimalna rola państwa w gospodarce, maksymalne swobody obywatelskie, edukacja ukierunkowana na wspieranie talentów i coraz większa rola samorządów lokalnych. Skoro pojawia się ugrupowanie, które w większości opowiada się za tym sposobem myślenia, to należy je wspomóc, a potem wreszcie głosować w zgodzie z własnym sumieniem. Tyle mogę zrobić. Nawet jeżeli nie wygram, będę mógł spokojnie patrzeć w lustro. Zawsze oczywiście pozostaje wiara, że młody elektorat poszuka motywacji w innym miejscu niż Facebook czy fora internetowe, ale specjalnie bym na to nie liczył. Nie tym razem.

Get started

If you want to get a free consultation without any obligations, fill in the form below and we'll get in touch with you.