Zawodowe warcholstwo
Dzwoni do mnie znajomy podobnie jak ja zainteresowany polityką i pyta, czy widziałem sejmowe wystąpienie lidera opozycji z urządzeniem słynnej firmy Apple, dzięki któremu udało mu się obejść ustalone reguły. Miały być jaja nie z tej ziemi. Ponieważ byłem w podróży, udało mi się zobaczyć tę scenę dopiero wieczorem. Jaja małe, raczej niepokój, choć jednocześnie wrażenie, że naprawdę trudniej o większy poziom gówniarstwa. Mija kilka dni i wyskakuje szef legendarnego związku zawodowego. Będzie obalał rząd przy pomocy porozumienia z różnymi grupami frustratów.
I znowu sięgając do historii naszego państwa, pojawiają się smutne analogie. Mamy w sobie przepotężne geny warcholstwa i mało praktycznego bohaterstwa. A może źródło jest identyczne? Kiedy ręce mamy skute kajdanami, wtedy pojawiają się czyny, które są natchnieniem dla poetów. Wystarczy jednak chwila swobody, żeby zaczęły kiełkować wywrotowe pomysły. Może my po prostu nie umiemy normalnie? Nie potrafię tego rozstrzygnąć. Wiem jednak na pewno, że w tym momencie nie stać nas po prostu na wewnętrzne hamowanie. List Prezesa Związku Pracodawców Prywatnych odbieram jako dramatyczny apel o przetrwanie. Obciążenia płac w Polsce są rzeczywiście nienaturalnie wysokie, ale nawet mimo to utrzymujemy niezłe tempo rozwoju. A to jest nam potrzebne jak woda na pustyni. Do nadrobienia jest 50 lat regresu. Najpierw związanego z wojną, a potem gospodarką centralnie planowaną. Kiedy mamy niwelować ten dystans, jeśli nie w tym momencie? Czas jest fantastyczny. Mamy, dzięki Bogu, już ponad dwie dekady spokoju. Fajne, kreatywne społeczeństwo, które coraz bardziej jest doceniane przez inwestorów. Na dodatek ogromny rynek wewnętrzny. Nic tylko wytwarzać i konsumować. Są tymczasem tacy, dla których ta sytuacja jest ewidentnie solą w oku. O dziwo, to nikt z zewnątrz. Na przykład koleś, który wymyślił sobie, że na podburzaniu zgorzkniałych zbije kapitał polityczny, potem weźmie władzę (z wiadomo kim) i kasę, którą rozda na lewo i prawo. A później choćby potop.
Mam nieodparte wrażenie, że w grupie zwolenników takich osób, 90% to podświadome sieroty po PRL, dla których słowo „prawica” oznacza rdzeń wartości socjalistycznych. Wśród nich są:
- prawo do nicnierobienia,
- możliwość okradania tych, którym się powiodło,
- pełna opieka państwa w zakresie szkolnictwa i służby zdrowia
- kompletny brak szacunku wobec reguł demokratycznych.
Nie tędy droga, proszę państwa. Jedyna możliwa wiedzie przez tereny naznaczone ciężką pracą. Na początek proponuję sięgnąć do historii (do historii Polski) i przeczytać, czym zawodowe warcholstwo się kończy.