Ze sceny zejść
Nadchodzi taki moment, że marka lub produkt naturalnie kończą żywot. Czasem trudno jest zastopować ten proces. Tak było z Pewexem, piwem EB, a nawet błonami fotograficznymi Kodak. Czasem to kwestia złego marketingu, a czasem po prostu formuły, która się wyczerpała. Tak jest również z SLD, partią polityczną, która 15 lat temu uzyskała ponad 40% poparcia, a dziś walczy o przekroczenie wyborczego progu. Nie ma ratunku dla tej marki i dla marketerów nie jest to żadna tajemnica. Schodzenie ze sceny zaczęło się już dobre kilka lat temu, a niezły wynik Grzegorza Napieralskiego w wyborach prezydenckich w 2010 roku to jedynie wyjątek potwierdzający regułę.
Czynników, które decydują o tym, że ugrupowanie Leszka Millera jest w praktyce nieżywe, jest zdecydowanie więcej niż jeden. Co ciekawe, nie jest to specjalnie wina afer czy błędów politycznych, choć te oczywiście, na przestrzeni ostatnich lat, miały miejsce. To przypadek bliższy domowej maszynie do szycia. Naturalnie odszedł segment osób, które umiały wykorzystywać to urządzenie, a reszta woli kupować gotowe ubrania w sklepie. Bo są tanie i w miarę porządne. A przede wszystkim dostępne na tysiąc różnych sposobów. Po pierwsze, liczba osób wspominających z nostalgią czasy PRL kurczy się w tempie geometrycznym. Nie da się tego zatrzymać. Nie można też odmłodzić tego segmentu, bo młody człowiek nijak nie zrozumie, co to były za czasy. Po drugie, idea, wokół której SLD zostało zbudowane, ma tyle wspólnego z ruchem lewicowym, co ja z kulturystyką. Wystarczy sięgnąć do Wikipedii. A tam możemy przeczytać, że określenie to stosuje się do sił politycznych dążących do zmian polityczno-ustrojowych, społecznych i gospodarczych, przeciwstawiających się tzw. tradycyjnemu porządkowi społecznemu, które dążą głównie do wolności, równości i sprawiedliwości społecznej. Gdyby nie ta cholerna wolność, za którą skrywają się mniejszości seksualne i zwolennicy marihuany, to mielibyśmy główne postulaty… Prawa i Sprawiedliwości. A jak zapytać kilku losowo dobranych członków SLD, to nie marzą o niczym innym, jak właśnie o powrocie do tradycyjnego, w ich mniemaniu, porządku społecznego.
To oczywiście stwierdzenie z lekkim przymrużeniem oka. Tak czy siak, buntu przeciw utartym regułom w tej akurat partii jak na lekarstwo. Na poziomie nazwy i sfery wizualnej jest tak samo źle. Coś, co nazywa się sojuszem, nie może być nowoczesne z założenia. Teraz to byłby szybciej alians albo przymierze. A logotyp przywołuje skojarzenia z programem telewizyjnym dla działkowców. Żaden lifting znaku, wprowadzanie na poziom medialny młodych ludzi, czy nowoczesna komunikacja z odbiorcami nie pomogą. To trup i tyle. Po prostu nie ma z czego odpalić. Trzeba się z tym pogodzić i wyprowadzić sztandar. W tym akurat kierownictwo SLD ma już odpowiednie doświadczenie. Taka sytuacja.
Dla wszystkich miłośników lewej strony coś na pocieszenie. Z czasem ten zestaw wartości musi się odrodzić w postaci nowego ugrupowania, bo taki jest naturalny porządek rzeczy. Niestety nie wiem, kiedy to nastąpi.