Konsulting regionalny

Doradzanie było moim pomysłem na życie, od pierwszego momentu, kiedy na studiach zacząłem się zastanawiać nad własną przyszłością zawodową. Nie ze względu na pięknie skrojone garnitury konsultantów rodem z McKinsey czy Deloitte, ich zmechanizowaną pewność siebie i nieodłączny atrybut w postaci laptopa (mówimy o połowie lat 90.). To wszystko oczywiście miało swój efekt, ale najbardziej ekscytowała mnie możliwość poprawienia czegoś. Zaproponowania mądrej zmiany, po której nastąpią widoczne efekty. Oczywiście to wszystko można robić, pracując tylko dla jednej instytucji, więc drugim ważnym czynnikiem była na pewno wielka różnorodność branż, ludzi i kwestii do rozwiązania.

Rozpoczynając pracę jako doradca w roku 2007, po blisko 10 latach terminowania w różnych środowiskach, miałem dodatkowe przekonanie, że wielu firm w regionie nie stać na tego typu usługi oferowane przez podmioty warszawskie. A przecież na każdym etapie rozwoju przedsiębiorstwa wiedza z zewnątrz jest potrzebna. Było to jednak wyjątkowo błędne założenie. Okazuje się, że rodzimy biznes sięga po takową pomoc w momencie krytycznym. Coś jak poszukiwanie znachora, gdy zawiodą wszystkie konwencjonalne sposoby leczenia. Bardzo niekomfortowa sytuacja. Co więcej, oczekiwania są absurdalne. Najlepiej gdyby konsultant, nie zagłębiając się za bardzo w prawdziwy obraz firmy, znalazł błyskawiczne rozwiązanie i jeszcze szybciej pomógł je wdrożyć. Oczywiście bezkosztowo, bo wiadomo, jaka jest sytuacja. Takie rzeczy tylko w Erze.

Kto jest winny w przypadku porażki? Chyba nie muszę tego artykułować. Tyle tylko, że ta porażka nastąpiła, zanim konsultant się pojawił.

Błędne koło.

Z natury jestem optymistą, więc spokojnie czekam na moment, w którym prócz roli kozła ofiarnego, będzie również można zagrać bohatera.

Get started

If you want to get a free consultation without any obligations, fill in the form below and we'll get in touch with you.