Jakoś tak inaczej

Niby festiwal jak zawsze. Plakatów bez liku. Większość zwyczajnych, choć zdarzają się też kretyńskie. Mamy więc same nazwiska z bijącym niczym promocja sprzedaży pomarańczowym lub różowym tłem. Miód. Druga grupa to „photoshopowcy”. Cecha charakterystyczna – brak możliwości rozpoznania gęby w realu. Zupełnie jakby największe szanse na wygrywanie mieli modele i babki z okładek „Vogue”. Nie ma przeciwwskazań. Najlepsze są jednak próby dodawania haseł. Najbardziej rozklejają mnie sytuacje, gdy ktoś oderwany od rzeczywistości głosi, że będzie „bliżej ludzkich spraw”. Komedia. Ale jak to kiedyś powiedział naczelny bullterier pewnego ugrupowania politycznego – „ciemny lud wszystko kupi”.

No i jak wspomniałem, wszystko wygląda normalnie. A jednak. Oto jeden z głównych kandydatów do nagrody Grand Prix zmienia layout (schemat plakatu) w trakcie trwania kampanii. Zaiste, nowatorskie to podejście. Wygląda na to, że czegoś nie doczytałem. Dwanaście lat w marketingu i takie luki. Ze wstydu boję się spojrzeć w lustro. Chyba że to nie ja jestem osłem, tylko ten, który zdecydował się na taką zmianę. Jest na to pewna szansa. Co więcej, ten sam kandydat obiecuje, że miasto będzie bliżej ludzi. Brzmi bardzo socjalnie, co w zestawieniu z partią, którą reprezentuje, brzmi dość… komicznie. Drugi z pretendentów wprawdzie ma fajny plakat (trochę za bardzo upstrzony, ale niech tam), za to obiecuje kolejne muzea i wizyty Ojca Świętego. Tego akurat potrzeba nam najbardziej. Dodałbym jeszcze comiesięczny odpust, kilkadziesiąt nowych pomników (wiadomo kogo w pierwszej kolejności…) i na przykład lokalny zakaz handlu w każdą sobotę, niedzielę. To byłoby coś! Koszmar, że aż dupa boli. Najlepszy okazał się kandydat, nomen omen, zielony. Targowisko na deptaku. Sam chciałem to obiecać, ale zapomniałem się zarejestrować. Za tym pójdą pewnie nowe rozwiązania komunikacyjne – odrębny pas ruchu dla furmanek i walonki dla każdego mieszkańca. Jaja zupełne.

Czy powinienem się dziwić? Przecież co jakiś czas pojawiają się takie debilizmy i cztery lata temu nie było lepiej. No właśnie! Minęły cztery lata, czyli prawie 1500 dni na opamiętanie. Mnóstwo czasu, aby wreszcie zrozumieć czego potrzeba Lublinowi. Wystarczająco dużo, aby zadawać konkretne pytania i nie łykać kolejnego tunelu pod Racławickimi. Tymczasem, wygląda na to, że mamy to w głębokim poważaniu. A potem będzie czas lamentów i narzekań.

Irytuje mnie to niemiłosiernie.

Nie jest inaczej. To mnie się wydawało, że powinno być. Miałem nadzieję, że demokracja, mimo wielu turbulencji, dojrzewa. Może i tak, ale nie u nas. Bardzo tego żałuję.

Get started

If you want to get a free consultation without any obligations, fill in the form below and we'll get in touch with you.