Kto czyta gazety
Czy może być przyjemniejsze zajęcie niż czytanie? To oczywiście bardzo subiektywna sprawa, ale ciężko mi sobie wyobrazić, aby prawdziwy przedstawiciel inteligencji nie znajdował przyjemności w pochłanianiu kolejnych stron odpowiednio dobranej lektury. Można tylko żałować, że doba nie jest dłuższa i nie starcza czasu na wszystkie pozycje godne uwagi. Jak dodamy do tego buszowanie po prawdziwej księgarni, czyli nie w internecie, to mamy komplet. Czy to samo powinno dotyczyć gazet?
W każdy poniedziałek i sobotę jestem w saloniku prasowym. Mam swoje ulubione tytuły prasy codziennej i tygodniowej, które pojawiają się właśnie w te dni. Czasem z nudów zerkam na inne dostępne gazety, a wybór jest naprawdę spory. I nawet jeżeli nie brać pod uwagę wszystkiego, co specjalistyczne i profilowane, to i tak zostaje cała masa.
Kto to wszystko czyta, do jasnej cholery?
To chyba jednak źle postawione pytanie. Ważniejsze po co. Przecież przeważają nagłówki typu: „Zabił sąsiada siekierą” albo „X okazał się gejem”. To wbrew pozorom niezwykle istotna kwestia. Zarówno media drukowane, jak i pozostałe, w tym internet, karmią ludzi pierdołami. To jest coś w rodzaju spirali, czy też kuli śniegowej, która obrasta do granic możliwości. Ponieważ ludzie lubią krew, media im to dają, a politycy wymyślają coraz głupsze akcje, aby się włączyć w ten nurt. Przedstawiciele innych profesji jak choćby ekonomiści i socjolodzy, patrzą na ten model i swoje teorie również ubierają w agresywne komunikaty. Media to podchwytują i tak w koło Macieju. W ten sposób powstał groźny stwór, w którym nie ma miejsca na rzetelny reportaż, ciekawą polemikę czy analizę sytuacji. Czy nie ma w tym pewnej sprzeczności? Wydawałoby się, że czytelnictwo prasy to domena ludzi z odpowiednim fundamentem wiedzy i świadomości. Głupole przecież nie czytają, zadowalając się bezpłatnym śmieciem internetowym, albo w ogóle mają w dupie, co się wokół nich dzieje i żyją stereotypami.
A może jest inaczej? Może to właśnie kretyni czytają gazety? Tylko, co w takim razie czyta inteligencja?
Dlaczego o tym piszę? Między innymi dlatego, że patrzę na mój ukochany Lublin i rolę „Kuriera Lubelskiego” („Sztandaru Ludu” jakoś nigdy nie brałem pod uwagę). Czytelnictwo znikome, sensacja goni sensację, a papier niewiele różni się od serwisu internetowego. Kto czyta ten zacny dziennik z ponad stuletnim dziedzictwem? Urzędnicy różnej maści, bo mają prenumeratę, politycy lokalni, którzy potrzebują lustra i pewnie garstka starszych mieszkańców z przyzwyczajenia. Przy takiej sprzedaży, ryzyko związane ze zmianą profilu jest niewielkie, a to miasto, jak wody, potrzebuje medium, które go odpowiednio przedstawi, wyjaśni problemy i będzie inspiracją do aktywnego uczestnictwa w jego życiu. Potrzebuje poważnego dziennikarstwa, które pozwoli uwierzyć, że inteligencki Lublin to nie mit albo melodia przeszłości. Czasu zostało bardzo mało.