Marka – słowo wyświechtane

Jakoś tak mi się zachciało napisać przy niedzieli. Głównie dlatego, że mnie naszły wspomnienia, które skonfrontowałem z rzeczywistością. I zrobiło mi się trochę smutno. Może najpierw trochę wprowadzenia. Na studiach, które nie były przesadnie uciążliwe, wyspecjalizowałem się w… brydżu sportowym. Na szczęście gdzieś około połowy trzeciego roku zacząłem się zastanawiać, co dalej z tym koksem. Tym bardziej że u mnie w szkole, był taki zwyczaj, że na roku czwartym należy iść do pracy. Na cały etat i to w zawodzie! Jak już wlazłem między wrony… Mój wybór padł na marketing (15 lat temu to ciągle był temat świeżutki jak bułeczki). Zaraz potem stwierdziłem, że w tym całym marketingu najciekawszym obszarem jest marka, jej budowanie i zarządzanie aktywami. Zakochałem się w temacie i tak już pozostało. Minęło trochę lat, pojawił się place branding, czyli ta sama marka w obszarze miast i regionów, tzn. był już wcześniej, ale nastąpił jego wyraźny boom. Niestety rozwój tej tematyki idzie w parze z deprecjacją słowa głównego, jego znaczenia i wartości. Coś jak z jakością (nienawidzę tego słowa).

Wszyscy są fachowcami, a tak naprawdę niewielu ma pojęcie, o co w tym wszystkim chodzi. Co więcej, w przypadku jakości, większość używa jej wersji postrzeganej – w ocenie jakości każdy ma rację! Jeżeli chodzi o moje ukochane słowo, to czuję, że za chwilę stanie się ono atutem wyborczym (jeżeli nie w nadchodzących wyborach, to na pewno w kolejnych). „Mamy markę” – już teraz można usłyszeć takie stwierdzenia na poziomie samorządowym. Co to oznacza? Prosta sprawa. Najpewniej został właśnie rozstrzygnięty konkurs wśród lokalnych „grafików” na logo i hasło promocyjne miasta. Nagrodą był zestaw DVD wartości 1 500 PLN. Tania sprawa ta marka. Nieważne, że nie ma przyrostu liczby turystów. Że ceny produktów i usług są dalej na tym samym poziomie i strach je dotknąć. Że takie miasto, w opinii ludzi z zewnątrz, z twarzy dalej podobne jest zupełnie do nikogo. Marka jest i już. A to, że społeczność lokalna zapytania o to cudo skieruje nas do najbliższego kantoru, naprawdę nie ma znaczenia. Chyba władza wie lepiej. A najważniejsze, że konkurs udało się rozstrzygnąć przed wyborami. Będą punkty.

Może i Dziadek Piłsudski przesadził trochę z tą Berezą Kartuską, ale w obecnych czasach taka jej marketingowa odmiana przydałaby się na pewno. Choćby na 2 czy 3 dni.

Get started

If you want to get a free consultation without any obligations, fill in the form below and we'll get in touch with you.