O efekcie pochodzenia

Jeżeli ktoś zwróci uwagę na daty moich wpisów, to zauważy, że większość z nich jest popełniana w weekendy. Nie jest to przypadek. Chroniczny brak czasu, a szkoda, bo chętnie popisałbym częściej. Sam siebie pocieszam, że w przeciwieństwie do znanych mi twarzy ze sfery polityki (Rysio-Richard jest w tym zakresie moim idolem) moje komentarze są, przynajmniej w większości, przemyślane. Dziś o efekcie pochodzenia.

Dla niewtajemniczonych brzmi to, jakbym chciał rozkopać komuś drzewo genealogiczne. Ale nie. Jestem konsekwentny i trzymam się blisko gospodarczej sfery naszego życia. Chodzi generalnie o to, że z niewiadomych przyczyn kupujemy czekoladę Milka, bo jest z alpejskiego mleka, mimo że samego mleka w życiu nie próbowaliśmy. Podobnie jak z niemieckim Volkswagenem Golfem, który z racji swojego niemieckiego rodowodu nieustannie cieszy się uznaniem Polaków i ma opinię wysokojakościowego. Chłopaki z Toyoty mieliby coś do powiedzenia w tym temacie.

No właśnie. A jak to jest u nas? Kiedyś, gdy jeszcze żył wielki Papa Stamm, mówiło się, że z Polski to najlepsze są „wódka, boks i koks”. Z tego zestawu utrzymał się jedynie alkohol, ale za to jak dobrze sobie radzi! Tylko rosyjskie pochodzenie tego szlachetnego napoju stanowi dla nas zagrożenie. Dla mnie, jak zwykle, najważniejsza jest Lubelszczyzna. I tu mamy kłopot. W zasadzie nie mamy, tylko chcemy go sobie stworzyć. Otóż obserwujemy wysyp programów, konkursów i plebiscytów pod hasłem „dobre, bo lubelskie” lub jakoś w tym stylu. Wrodzona pazerność powoduje, że w ramach takich programów mamy milion różnych kategorii produktów. Od kiełbasy, chleba, aż po komputery, meble i… łożyska. A kłopoty są w zasadzie trzy. Jeden z nich jest taki, że na podobny pomysł wpadły prawie wszystkie regiony. Bilans więc z największym prawdopodobieństwem wyjdzie na zero, tzn. nikt nie uzyska pożądanych rezultatów. Drugi problem związany jest brakiem wyobraźni i wiedzy na temat własnego dziedzictwa. Jeżeli ktoś z mieszkańców Wspólnej Europy uwierzy w magiczne właściwości „lubelskiego komputera”, to przyrzekam solennie, że pójdę do Canossy. Trzeci jest trywialny – małe umiejętności w tym zakresie.

Blog nie jest najlepszym miejscem, aby kogokolwiek edukować w ujęciu narzędziowym. Powiem więc tylko tyle, że uzyskanie premii cenowej za pochodzenie choćby pojedynczego produktu, dajmy na to miodu pitnego (na co mamy całkiem spore szanse), to żmudna i spójna praca marketingowa w baaardzo długim czasie. A pamiętajmy, że lepiej jest być pierwszym w gminie, niż trzecim w województwie. Proponuję więc wykonać wytężoną pracę audytorską, wybrać kilka produktów z największymi szansami powodzenia i poświęcić im gros pracy, pieniędzy i umiejętności.

Jakoś czuję, że tędy właśnie wiedzie prawidłowa ścieżka.

Get started

If you want to get a free consultation without any obligations, fill in the form below and we'll get in touch with you.