Obłęd aktualny

Chwalić się czterema dniami urlopu to trochę niepoważne. Po pierwsze jednak miałem okazję przebywać w Bieszczadach (gorąco polecam!), po drugie zaś mogłem nareszcie nadrobić zaległości czytelnicze. Głód był duży, bo udało mi się połknąć dwie poważne objętościowo lektury.

Najpierw niezły kryminał Zygmunta Miłoszewskiego (niesamowity talent) dla odprężenia, a później kolejna pozycja historyczna Piotra Zychowicza. O ile jego pierwsza książka, czyli „Pakt Ribbentrop-Beck” wzbudziła we mnie mieszane odczucia, tak „Obłęd 44” to już bardzo wartościowy materiał, mimo że poglądy autora trudno nazwać inaczej niż skrajnie prawicowymi. Czy to duże obciążenie? Trudno powiedzieć.

Za nazwanie mnie lewakiem bije w ryja bez ostrzeżenia, staram się jednak ważyć opinie i unikać skrajności. Niemniej w pełni podzielam zdecydowaną większość tez autora i przychylam się do jego wniosków. Pozycja jest doskonale udokumentowana i w wielu wypadkach nie pozostawia złudzeń. Oczywiście już wcześniej wiedziałem, że gen. Bór-Komorowski był fajtłapą, a Władysław Sikorski małym człowieczkiem, którym rządziła nienawiść do Sanacji, ale już pełna intryg postawa Okulickiego to wiedza nowa. Chcę przytoczyć jednak najważniejszy cytat, jaki znalazłem w tej książce: „Na wojnę nie idzie się po to, aby zginąć za ojczyznę, ale po to, aby jakiś inny sukinsyn zginął za swoją”.

Nigdy nie rozumiałem i nie chcę rozumieć, dlaczego tak fajnie jest poświęcić życie w bezsensownej walce, będąc z góry skazanym na porażkę. Może to i piękne, ale zupełnie niepraktyczne. I nie chodzi tylko o Powstanie Warszawskie. Takich głupot było w naszej historii zatrzęsienie. A potem się dziwimy, że innym narodom żyje się lepiej, rozwijają się harmonijnie i zwiększają swój poziom funkcjonowania. A czy teraz mamy inną sytuację? Może nie jest łatwo zdiagnozować, bo brakuje konfliktów zbrojnych, ale jądro narodu się nie zmienia. Cały czas w cenie jest machanie szabelką, osłabianie się poprzez konflikty wewnętrzne i przybieranie barw wojennych w zupełnie nieadekwatnych sytuacjach. Czy można się więc dziwić, że inne nacje patrzą na nas jak na popaprańców? Przecież to nie trzyma parametrów. Po tylu latach nie ma większego sensu sądzić szefostwa AK za zbrodniczą decyzję o wywołaniu powstania. Żadnego z nich nie ma już na tym świecie, ale stawiać im pomniki albo nazywać ulice ich nazwiskami? Kurwa, dlaczego właśnie Polaków prześladuje taka skaza. Jeżeli już coś jest niesprawiedliwe to to, że nam przypadły w udziale niewiarygodnie koszmarne przywary, które determinują naszą historię i pozycję polityczną kraju. Mówiąc inaczej, jesteśmy w dupie i sami się wpychamy do środka. Reszta tylko patrzy i się dziwi. To bardzo boli.

Dla mnie Bóg to wartości i tradycja, honor wiąże się z moralnością, a ojczyzna to przestrzeń, której należy mądrze służyć. I jestem zupełnie niezainteresowany medalem za największe umorusanie się w gównie.

Get started

If you want to get a free consultation without any obligations, fill in the form below and we'll get in touch with you.