Prawdziwy problem

Nie mogę już znieść kolejnych doniesień na temat katastrofy w Smoleńsku. Rozumiem, że piąta rocznica tej tragedii to dla mediów okres żniw, ale naprawdę robi mi się niedobrze, słuchając o kolejnych rewelacjach. Zresztą dla mnie sedno sprawy, czyli kto jest odpowiedzialny za ten dramat, jest oczywiste – degrengolada na centralnym szczeblu funkcjonowania państwa i małostkowość polskich „elit” politycznych. Oczywiście plus kilku oszołomów. Nie w tym jest jednak kluczowy problem. Zupełnie.

Dla każdego, kto choć odrobinę myśli, oczywiste jest, że Putin nie wykreował mgły i nie podłożył bomby, żeby wybuchła akurat kilometr przed pasem startowym. To nie trzyma żadnych parametrów. Faktem jest jednak, że katastrofa trafiła mu się, jak ślepej kurze ziarno. Swobody, z jaką chłopina może rozgrywać Polaków, można mu pozazdrościć. Paru narodowych narwańców widzi to oczywiście w sobie znanym stylu – rosyjski przywódca, trzymając wrak samolotu i czarne skrzynki, kpi z naszego rządu i społeczeństwa. Oj, wy nieszczęśni. Wstyd, hańba albo temu podobne już dawno nie są w cenie. Światem rządzi biznes. Gdyby nie to, sankcje po inwazji na Krym byłyby znacznie ostrzejsze, a Francja sprzedałaby Mistrale za marny grosz biednej Ukrainie. Jakoś tak się nie dzieje.

I to jest właśnie kluczowy problem. Marsze, kłótnie, wyzwiska i robienie sobie na złość to przede wszystkim odwrócenie uwagi od najważniejszej sprawy. Od rozwoju tego pokiereszowanego kraju. Ile w mediach, parlamencie i podczas zwykłych rozmów obywateli straciliśmy cennego czasu, który można by przeznaczyć na konstruktywne dyskusje dotyczące przedsiębiorczości, infrastruktury i edukacji? Podejrzewam, że naprawdę pokaźny procent PKB. A w przeliczeniu na pieniądze, dobre kilkadziesiąt lub nawet kilkaset milionów złotych.

Media nie koncentrują się na opóźnionym gazoporcie, parlament ćwiczy jakieś kretyńskie komisje kreujące zamach, a ludzie, zamiast pracować, skaczą sobie do gardeł. A Władimir Władimirowicz siedzi i zaciera ręce. Chłop jest w czepku urodzony. Nie dość, że państwa Europy Zachodniej są tak otłuszczone i przerażone widmem wojny, że można na nie dowolnie huczeć (jakieś skojarzenia z okresem 1938–1939?), to jeszcze wystarczył prosty zabieg, aby sparaliżować Polskę jej własnymi rękami. Gdyby nie administracja amerykańska, a właściwie Kongres, który co jakiś przypomina Barackowi Obamie, że „ciotowatość” nie przystoi szefowi mocarstwa, to można by spokojnie przykryć nieudolność rosyjskiej gospodarki.

A święty Jan Paweł patrzy na to z góry i jest mu pewnie coraz bardziej smutno, bo wie, że teraz może nawet bardziej przydałby się Duch, który potrafiłby odnowić oblicze tej ziemi.

Get started

If you want to get a free consultation without any obligations, fill in the form below and we'll get in touch with you.