Trzymam kciuki, Ray
Nie da się ukryć, że całkiem na czasie już nie jestem. Dwa dni temu mój przyjaciel Tomasz pokazał mi krótki filmik na YouTube, który obu nas rozczulił. Po powrocie do domu natychmiast chciałem go pokazać żonie, ale okazało się, że już go widziała. Tydzień wcześniej prezentowała go nasza dziesięcioletnia córka Zosia, co uszło mojej uwadze. Muszę się chyba z tym pogodzić, że następuje zmiana pokoleniowa. Nie jest mi jednak specjalnie smutno. Dla mnie ten filmik to punkt przełomowy.
W zasadzie to banalne nagranie przedstawiające ojca Ray’a Kelly, który podczas ceremonii ślubnej robi młodej parze wspaniałą niespodziankę, wykonując utwór Hallelujah z repertuaru Leonarda Cohena, ze specjalnie dobranymi na tę okazję słowami. Kto nie widział (może są jeszcze tacy), ten znajdzie film pod tym linkiem.
Miłe, prawda? W moim przekonaniu to jednak znacznie ważniejsza sprawa niż tylko fajnie śpiewający ksiądz z Irlandii. To wzór. Pozytywny sygnał, że Kościół Katolicki to nie tylko zakazy, pouczenia i walka ze wszystkim, co wykracza poza zacementowane ramy. Wspaniała promocja instytucji ślubu kościelnego. Czy można się dziwić, że niejaki Franciszek Kucharczak, publicysta „Gościa Niedzielnego”, stwierdził, że taki występ „spłyca” mszę świętą, wyjaśniając, że „Z pewnością ksiądz ów miał dobre intencje, a i dobrze mu z oczu patrzy, niemniej ta sława, jaką zyskał dzięki światowej popularności filmiku, przynosi, uważam, więcej szkody niż pożytku”? Nie ma w tym nic zaskakującego. Typowy, jeden z tysięcy „wiernych synów Kościoła”, który nie rozumie, że świat się nie dostosuje i aby uniknąć kompletnej laicyzacji Europy, trzeba obserwować trendy i zmieniać dotychczasowe podejście. Normalnie napisałbym, że to zwyczajny osioł, ale jakoś mi go wyjątkowo żal.
Piszę to z pozycji osoby wierzącej, ale niezbyt przychylnie nastawionej do polskich przedstawicieli Stolicy Piotrowej. W większości po prostu reprezentują dość mierny poziom wykształcenia, więc trudno, żebym znalazł w nich specjalnego partnera do dyskusji. Fakt ten oczywiście nie dotyczy wszystkich. Na szybko należy wyłączyć jezuitów i zakon św. Dominika oraz mojego kolegę, ks. Mirka Ładniaka, który jest dla mnie nadzieją na nowoczesną rolę Kościoła w życiu swoich wiernych. Mając na uwadze, że w dziewięć lat po śmierci Jana Pawła II, zostało nam mnóstwo gadżetów przypominających tę postać, zaś prawie nic z jego nauki, należy się modlić, aby Pan Bóg zsyłał nam więcej Ray’ów i Mirków, a coraz mniej Tadeuszów, Leszków Sławojów i innych zawodników, którzy fundamenty naszej wiary poddali własnej interpretacji, w której choćby coś takiego jak przebaczanie nie odgrywa kluczowej roli. Są za to demagogia, nienawiść do bliźniego, skrajny oportunizm i zwykłe kłamstwo.
Dlatego właśnie oglądam ten filmik już po raz setny i coraz mocniej trzymam za Ciebie kciuki, Ray.