Wreszcie!
Wreszcie! Wreszcie! Wreszcie! Powtarzam to po trzykroć, ale proszę mnie nie łączyć osobowościowo z byłym premierem RP. Nie mamy ze sobą nic wspólnego, poza tym jedynym wybuchem radości. Ten, mimo wszystko, kontrolowany przejaw zadowolenia jest spowodowany faktem, że wygląda na to, że będziemy mieli w Lublinie wyścig, w którym wystartują aż trzy dorodne, szybkie i głodne zwycięstwa konie. Każdy z innej stajni, co czyni tę rywalizację jeszcze bardziej pasjonującą. Zapowiada się wielkie widowisko, ale nie to jest w tym wszystkim najważniejsze. Radość wynika z faktu, że jako widzowie będziemy mieli w końcu możliwość większego wyboru i nie będzie jak do tej pory, że długo przed końcem gonitwy łatwo było wskazać faworyta. Teraz każda ze stajni potraktowała zawody prestiżowo i wystawiła najlepsze, co posiada. Jest wprawdzie jeden zgrzyt, a w zasadzie z-gryz, ale to efekt dawnej kłótni w ramach jednego zespołu, który rozpadł się na dwa rywalizujące. Co ciekawe, ten zespołowo silniejszy, w tym konkretnym konkursie zdecydował się na dużo słabszego ogiera niż jego dawni koledzy. Team to team, podejście jak najbardziej słuszne, ale akurat w tych mistrzostwach konkurs drużynowy ma znacznie mniejsze znaczenie.
Na szczegółową ocenę poszczególnych koni przyjdzie jeszcze czas (w końcu same zawody dopiero 21 listopada), ale już teraz warto się zastanowić, jak będzie wyglądał krajobraz po ewentualnym zwycięstwie każdego z nich i czego nam, w tym momencie najbardziej potrzeba. Warto zauważyć, że cała trójka ma tę samą, edukacyjną domieszkę krwi. To chyba dobrze, bo brać nauczycielska u nas liczna i warto na nią stawiać. Nie oznacza to jednak, że umiejętności jednakowe. Wręcz przeciwnie. Pierwsza (w tym przypadku mamy do czynienia z klaczą) zgłoszona uczestniczka to przede wszystkim kompetencje społeczne. Ten fakt nie dziwi, jeżeli weźmiemy pod uwagę wizerunek i ofertę całej stajni. Wysoka wrażliwość, ogromne doświadczenie. Drugi, który zadeklarował chęć walki to ekspert w zakresie ekonomii. I to pierwszoligowy. Menadżer pełną gębą. Ten zaś, który wahał się do ostatniej chwili, pozostał blisko sprawom kształcenia. Z niemałymi sukcesami i zawziętością objawioną w trakcie konfliktu z pewnym… też koniem, ale innej maści.
Wybór niełatwy. Każdy ma inne preferencje. Dobrze to i źle. Dobrze, bo to znaczy, że mamy własne zdanie, źle, bo powinniśmy własne preferencje odłożyć na bok i wybrać dla Lublina. On biedaczek jest w najgorszej sytuacji. Nie dość, że udostępnia tor, bierze na siebie sporą część kosztów i kłopotów związanych z samym wyścigiem, to jeszcze o jego przyszłość toczy się gra. Ja bym to cisnął wszystko w diabły. On nie może. Czeka cierpliwie, aż się nad nim zlitujemy. Jest ku temu niebywała okazja.
Ja wybieram gospodarkę, bo jak jest kasa to i edukacja lepiej idzie, i można się też społecznie poudzielać.