O złym produkcie

Jakoś długo nie udawało mi się usiąść do pisania. Szczerze mówiąc, nie było też dobrego tematu. Wprawdzie pojawili się nowi kandydaci na prezydenta mojego miasta, ale to akurat taki folklor, że szkoda mojej klawiatury i waszego czasu. A wcześniej szkoda było naszych wodociągów. Czy skoro powołałem do życia blog, to powinienem pisać, czy mi się chce, czy nie? Nie wydaje mi się. Z bieżących tematów najciekawiej jawi się ten związany z naszym wielkim reporterem – Ryszardem Kapuścińskim. Napiszę o tym, ale dopiero po przeczytaniu książki Artura Domosławskiego „Kapuściński non-fiction”. Na razie przeczytałem wszelkie komentarze i dziś byłem w Empiku sprawdzić, kiedy książka pojawi się w sprzedaży (dla wszystkich zainteresowanych – najbliższa środa). Generalnie, jestem całym sercem za dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, bo nie ma nic gorszego niż budowanie legendy na niedopowiedzeniach i bujdach.

Wracam do tematu. Czytając ostatnio książkę o marketingu (zaskakujące, co?), znalazłem taką oto maksymę: „jeżeli chcesz zabić słaby produkt, po prostu go zareklamuj”.

Świetnie powiedziane.

Wprawdzie ludzie marketingu (hm, ja też się do nich zaliczam) coraz częściej twierdzą, że towar ma drugorzędne znaczenie, a liczy się tylko dobra promocja, ale myślę, że to nie jest do końca prawda. Pamięta ktoś Frugo? Reklama przygotowana przez PZL była majstersztykiem, ale produkt był puściutki i jego żywot nie mógł być długi. Przykłady można mnożyć. Nie o to chodzi. Skierujmy uwagę w stronę miast i regionów. Tu się dopiero jaja zaczynają. Strusie.

Większość miejsc, wykorzystując narzędzia promocyjne, pieprzy o sobie takie bzdury, że jak, nie daj Boże, ktoś w to uwierzy, to żywot turystyczny takiego obszaru będzie można wpisać do Księgi Rekordów Guinnessa. Wschodzimy, jesteśmy miejscem Twoich marzeń, Magiczna Kraina, Miasto Idealne i takie tam pierdoły. Już kiedyś pisałem, że UE zrobiła nam trochę krzywdę, pozwalając wydawać pieniądze na promocję. W tej Brukseli to siedzą niezłe cwaniaki. Ich myślenie szło, z wielkim prawdopodobieństwem, w takim kierunku – chłopaki na Wschodzie postrzelają trochę billboardami, turyści przyjadą, zobaczą, że to bujda i zawrócą do nas. Szacun.

A jakby tak zrobić im psikusa, przygotować się infrastrukturalnie, systemowo i społecznie na przyjęcie gości? Wtedy zaczną dawać kasę na naszą piłkę nożną. Ale turystów uratujemy.

Wszystkiego dobrego.

Get started

If you want to get a free consultation without any obligations, fill in the form below and we'll get in touch with you.